Lotnicza majówka (Domaniów, Kazimierz, Janowiec)
Weekend majowy nie zapowiadał się lotniczo – deszcz wiatr i niska temperatura, jednakże w sobotę okazało się że jednak uda się polatać.
Meteo ma się poprawić, więc pora wybrać się w rejony, w których dość dawno nie byłem – wzdłuż Radomki do Zalewu w Domaniowie. Pogoda nie rozpieszcza, ale nie jest źle – po prostu typowy umiarkowany klimat. Lot nie był długi, bo było już dość późno, ale jest nadzieja że jutro (niedziela) będzie lepiej.
W niedziele rano weryfikacja warunków meteo – jest dobrze. Wiatr zmienny 2KT na każdej wysokości, ciepło, słonecznie i masa CU na niebie, więc trzeba się przygotować na termikę. Telefony do znajomych kto gdzie lata i ustalenie trasy. Pora wybrać się do Janowca i Kazimierza Dolnego. Na lotnisku byłem lekko po południu, a tu zaskoczenie – ruch jak w ulu! Całkowicie zapomniałem o „akcji Lisy”, dzięki której na lotnisko zawitało kilkanaście An-2 zrzucających szczepionkę dla lisów wolnożyjących przeciwko wściekliźnie. Lecę na trasę, ale i tak będzie trzeba na nich uważać. Tankowanie, przegląd przed startowy i w górę.
W powietrzu, tak jak się spodziewałem silna termika, no nic będzie trzeba włożyć trochę siły w ten lot. Latanie w silnej termice jest jak jeżdżenie windą w górę i w dół, tylko nigdy nie wiesz, czy pojedziesz w górę, czy w dół. Lecisz sobie spokojnie aż tu przecinasz komin powietrzny i Cię zaczyna ciągnąć w górę. Do tego rzadko kiedy wlatuje się centralnie w komin, a przeważnie zahacza się o niego którymś skrzydłem, co powoduje wyszarpnięcie sterownicy i samowolny zakręt w którąś ze stron. Dodając jeszcze do tego prąd wznoszący (lub duszący) wrażenia z takiego lotu są zawsze. Termika była na tyle silna, że miejscami całkowicie zdejmując nogę z gazu i ściągnięciu skrzydła miałem 2-3 m/s wznoszenia. Po około 1h lotu dotarłem do Janowca, gdzie zamierzam wylądować i spotkać się ze znajomymi, jednakże najpierw jeszcze chcę zahaczyć o Kazimierz Dolny – na jeden lub dwa kręgi. Dla bezpieczeństwa zwiększenie wysokości, gdyż w pobliżu Kazimierza teren jest mocno pofałdowany i nie dość, że jest termika to jeszcze lekki wiaterek tworzy rotory powietrzne od wzniesień. Ile razy nie byłbym nad Kazimierzem to zawsze jest tak samo – turbulencje, turbulencje i jeszcze raz turbulencje, że aż ciężko utrzymać aparat. Po oblocie Kazimierza wracam do Janowca w poszukiwaniu miejsca na lądowanie. Paliwa mam na około 1h lotu, więc mogę spokojnie poszukać bezpiecznego miejsca do lądowania. Pierwsza napotkana łączka przy przeprawie promowej odpada – teren wystarczający, ale bardzo nierówny, kolejna z powodu drzew za mała. Później znalazłem kawałek równej drogi asfaltowej, który byłby wystarczającej długości, ale podejście z jednej strony byłoby znad linii średniego napięcia, a z drugiej – znad budynku, więc też odpada, gdyż w przypadku niespodziewanego zdarzenia przy starcie byłbym prawie bez szans. No nic szukamy dalej. Kolejna równa, ale znowu z drzewami po obu stronach, wał przeciwpowodziowy byłby ok, ale tylko na jego szczycie, a tam była dość wysoka trawa. W końcu zdecydowałem się na lądowanie na młodym zbożu – teren bardzo równy, wystarczającej długości i brak przeszkód na podejściu. Telefon do znajomych (byli na zamku w Janowcu) i delikatny odpoczynek, tankowanie, pogaduchy i pora wracać. W drodze powrotnej termika już prawie siadła, więc było o wiele spokojniej. Po niecałej godzinie byłem już z powrotem na lotnisku.
Ponieważ było jeszcze ponad 1h do zachodu słońca (a możemy latać do 30 minut po zachodzie), więc tego dnia jeszcze było sporo latania, ale to już po okolicy lotniska. Podsumowując weekend majowy – ponad 5h w powietrzu to niestety nie dużo, ale dobrze, że przynajmniej 5h.